Stworzyć harmonię za pomocą chaosu – recenzja “Chaos Collusion” zespołu Miyasis Aleksandra Rzepa, 1 września, 20241 września, 2024 Nierzadko się zdarza, że w zespołach muzycznych znajduje się główny kompozytor odpowiadający za kształt granych przez nich utworów. Co więc wyniknie, gdy pięć utalentowanych muzyków w pełni zaangażuje się w proces tworzenia płyty? Album “Chaos Collusion” jest odpowiedzią na to pytanie. Zespół Miyasis w składzie: Artur Kamiński, Piotr Jabłoński, Kacper Jabłoński, Maciej Gładziński i Grzegorz Osiak, to wypadkowa wpływów deathmetalowych, melodic deathmetalowych oraz klasycznego metalu. Angielskojęzyczne teksty i agresywne riffy nawiązują mocno do wpływów amerykańskich, co z pewnością przyciągnie wiele fanów muzyki zza oceanu. “Chaos Collusion”, czyli zmowa chaosu trafnie określa to, co usłyszeć można w całym albumie. “Viscidweb” otwierający krążek już od samego początku atakuje słuchacza tłustym riffem i charakterystycznym growlem. W samym utworze kilkukrotnie następuje zmiana riffów, co niesamowicie dobrze wpasowuje się w tytuł płyty. W większości piosenek nie występuje rozbudowane intro. Stwierdzić więc można, że chłopaki z zespołu od razu przechodzą do konkretów i dają słuchaczom to, czego chcą, czyli solidną dawkę metalu. Jedynym wyjątkiem jest “Human?”, w którym wprowadzenie do utworu jest wyjątkowo rozbudowane. Każda partia instrumentu silnie odznacza się we wszystkich utworach, co potęguje wrażenie zarówno chaosu, jak i harmonii. Perkusja mocno podkreślająca rytm i tempo utworu jest jedną z głównych składowych tak charakterystycznego brzmienia. Usłyszeć to można chociażby w “Stream”. Agresywne riffy podkreślają mocny przekaz każdego kawałka – w tym przypadku liczy się zarówno gitara rytmiczna i bas (Scam). Nie zapominać można także o gitarze prowadzącej, która odpowiada za świetnie wkomponowane solówki (“Silence of lambs”). Nie zapominać można o growlu, który jest esencją całego stylu “Miyasis”. Sam zespół powołuje się na inspirację takimi zespołami jak Monuments, Cattle Decapitation czy Pantera. Ja do tego zestawienia osobiście dorzucam Trivium. Melodyjność podobną do twórczości tego zespołu odczuwałam już w “Viscidweb”, a stanowczej pewności co do racji moich odczuć nabrałam przy “12 lines”. Połączenie melodyjności utworu z agresywnym growlem jest nie lada wyzwaniem, jednak zespół świetnie sobie z tym poradził. Muzycy dla swoich słuchaczy zaplanowali dwie przerwy na muzyczny odpoczynek. “Source” i “Message” to trwające nieco ponad minutę utwory instrumentalne. Tradycyjne instrumenty łączą się z elektroniką i pozwalają na chwilę oddechu od ofensywnego wokalu. “Message” podchodzi dla mnie wręcz pod psychodelię, co zupełnie odstaje od pozostałych utworów obecnych na płycie. Każdy utwór cechuje się przełamywaniem konwencji, zmianą rytmów, swojego rodzaju kontrastami i wcześniej wspominanym chaosem. Widoczne jest to również w warstwie tekstowej, która traktuje o destrukcji przejawiającej się zarówno w człowieku, jak i na całym świecie. Dla fanów solidnego i ciężkiego metalu jest to płyta, która musi znaleźć się na liście “do przesłuchania”. Zawiera ona dużo klasyki, ale również dużo eksperymentów ze strony członków zespołu. Daje to efekt świeżości, której warto doszukiwać się w każdym utworze. Recenzje Rock / Metal