Kambodża, Zenek Kupatasa i alpaki – wywiad z Ranko Ukulele Aleksandra Rzepa, 1 sierpnia, 20246 sierpnia, 2024 Ranko Ukulele jest artystką, której styl muzyczny i karierę określić można jako nietypowe. Piosenki o alpace, rosole czy o natręctwie gołębi przyciągają do niej zarówno dzieci, jak i seniorów. Wraz z multiinstrumentalistą – Pawłem Wojciechowskim, tworzą niezastąpiony duet. O występach z Zenkiem Kupatasą, początkach muzycznych i trudnościach związanych z tak zróżnicowaną grupą wiekową z przymróżeniem oka opowiedzieli w rozmowie dla Skoncertowanej Gazety Muzycznej. Aleksandra Rzepa (skoncertowana.pl): Skąd wzięła się nazwa “Ranko”? Marta “Ranko” Grenda: To była moja ksywka jak byłam dzieckiem już właściwie. Bardzo dużo oglądałam anime i to było po prostu japońskie imię. A że teraz pasuje do “granko”, to zostało to Ranko. Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Na początku byłam wokalistką zespołu i pisałam tam piosenki, co bardzo mi się spodobało. Jak przeprowadziłam się do Kambodży, bo jestem z wykształcenia tłumaczem języka khmerskiego, chciałam na czymś grać, ale nie wiedziałam na czym. Sprawdziłam w internecie, że najłatwiejszym instrumentem do nauczenia się gry jest ukulele. Więc kupiłam ukulele na ulicy w Kambodży i zaczęłam grać na ukulele. W jednym z wywiadów opowiedziałaś, że idąc kupić swoje pierwsze ukulele, wiedziałaś już, które to będzie. Dlaczego akurat to? Spytałam pana sprzedającego, które ukulele jest dobre. Tam było parę takich, które były bardziej zabawkowe, że takie różowe z Hello Kitty. On powiedział, że one niezbyt są instrumentami, że bardziej są zabawkami. Wskazał mi kilka takich, które rzeczywiście są instrumentami. To było takie sopranowe ukulele firmy Deviser, której w Polsce w ogóle nie ma. To też jest tak, że zrobiłam najpierw research w internecie, jakie ukulele jest dobre, po czym poszłam do tych sklepów i okazało się, że żadnych z nich nie było. Więc po prostu spytałam pana, które jest dobre – on powiedział “to to i to”. “Zmacałam” i stwierdziłam, że to mi się fajnie maca (śmiech). Czy zwracałaś uwagę również na wygląd, czy jedynie na to jak instrument grał? Te, które on pokazał wszystkie były takie dość standardowe. To było takie zwykłe drewniane ukulele, ono nie miało żadnych zdobień ani nic. Ono było takie malutkie, było właśnie sopranowe i fajnie się je trzymało. W sumie to zwróciłam uwagę na to, że fajnie się je trzyma. Ono nie miało nic niezwykłego w sobie. Jak byłaś w Kambodży to poza pisaniem piosenek, czy chłonęłaś muzykę również w inny sposób? Zawsze chłonęłam muzykę, bardzo dużo muzyki słucham. Na pewno słuchałam dużo khmerskiej muzyki w tym czasie. Teraz jak mieszkam w Polsce, to całkowicie o niej zapomniałam. Czasem mi się przypomną jakieś khmerskie piosenki. I zaraz jest tak, jakbym zapomniała o części siebie, bo o nich zapomniałam. Czasami je sobie przypominam. Muzyka w Kambodży to jest zupełnie inny rodzaj muzyki niż ten tutaj. Na przykład jak są jakiekolwiek reklamy czy jakaś promocja w supermarkecie to zawsze są światełka, lasery i głośna muzyka. Takie khmerskie disco. Ja tego disco zazwyczaj nie słuchałam, bo wszystko brzmi bardzo podobnie. Żeby znaleźć dobrą khmerską muzykę to trzeba mocno pokopać, bo taka, która jest grana wszędzie, jest dosyć straszna. Czy uczęszczałaś tam na jakieś koncerty? Parę razy tam grałam. Miałam tam takiego kolegę Polaka, który miał rooftop bar i on co jakiś czas pozwalał mi tam po prostu siedzieć i grać. Czyli tak trochę do kotleta sobie grałam. Grałam tam trochę khmerskich piosenek, trochę angielskich. Moich polskich tam nie grałam, bo po co to komu. Miałam jednego chińskiego fana, który przychodził i siedział z przodu (śmiech). Czy odbiór muzyki w Kambodży jest inny niż w Polsce? Ja tam nie byłam za bardzo grajkiem. Parę razy grałam w Kambodży publicznie, więc trudno powiedzieć. Ale pracowałam w firmie prowadzonej przez Polaków i miałam przez to dużą styczność z khmerskimi muzykami, bo oni byli brand ambasadrowami w naszej firmie. Znałam na przykład Laurę Mam – piosenkarkę khmerską, która urodziła się i wychowała w Ameryce, ale ma obojga rodziców khmerów. Mimo że miała nowatorską, bardzo fajną muzykę, to w Kambodży miała trudność z odbiorem, ponieważ była zbyt “zachodnia”. Dla większości khmerów było słychać inny akcent i im za bardzo się to nie podobało. Myślę, że byłoby inaczej w Polsce, bo gdyby jakaś zagraniczna osoba śpiewała po polsku, to by się po prostu cieszyli. Tam mieli takie: “nie jest wystarczająco khmerska”. Duża część Twoich utworów opatrzonych jest w “bazgrołki”. Co pierwsze pojawiło się w Twoim życiu rysowanie czy muzyka? Myślę, że równocześnie. Bo ja już w domu śpiewałam piosenki. Pisałam pewnie później, ale śpiewałam dużo wcześniej. Rysowałam jak byłam w szkole i potem na studiach. Lubiłam rysować podobizny nauczycieli. Był taki od historii w liceum i miałam całą serię “Przygody pana Leopolda”. Był “Pan Leopold na plaży” czy “Pan Leopold jako wampir”. Myślę, że tymi przygodami moich wykładowców wyrobiłam się w robieniu takich rysunków. Potem podobały się wszystkim w klasie i na studiach i zamawiali nowe rysunki właśnie z tymi wykładowcami. To nie są jakieś skomplikowane czy szczególnie ładne rysunki, ale są bazgrołki – mają jakiś styl. Pytanie do Pawła: Dlaczego tyle instrumentów i to nietypowe. Jak to się zaczęło? Paweł “Paweuke” Wojciechowski: Gram na tylu instrumentach, bo na żadnym nie potrafię. Więc na razie cały czas szukam, na którym będę potrafił w końcu zagrać jakoś ładnie (śmiech). Tak bardziej serio – zaczynałem jako gitarzysta. Przez długie lata właściwie tylko grałem na gitarze i starałem się być jak najlepszym gitarzystą. Żebym grał jak najszybciej, żebym przegonił tych wszystkich, co grają szybko – ja chciałem jeszcze szybciej. Okazało się, że nieważne, co robisz w życiu i tak się znajdzie 45 000 chińskich dzieci w wieku 7 lat, które robią to 14 razy lepiej (śmiech). Więc dałem sobie spokój. Stwierdziłem potem, że bardzo niedaleko tej gitary leży jeszcze parę instrumentów, na których też łatwo nauczyć się grać. Od gitary do ukulele jest bardzo niedaleko. Jak umiesz grać na gitarze, to umiesz grać na ukulele. W drugą stronę jest trochę gorzej. Generalnie to są bardzo pokrewne rzeczy. Jak umiesz grać na gitarze, to masz podstawę na basie. Ten transfer umiejętności jest taki trochę jak z językami – jak znamy jakiś język słowiański to łatwiej jest się nam nauczyć czeskiego. Dlatego stwierdziłem “to jest fajne, dlaczego nie można tak zrobić?” I coraz mniej czułem się gitarzystą, a coraz bardziej czułem się człowiekiem, który potrzebuje mieć narzędzia, żeby tworzyć muzykę, która mi leży na śledzionie. No i do tego dobierałem sobie i dobieram cały czas instrumenty, które mi pasują do realizacji moich dziwnych pomysłów. Jak zaczęła się wasza współpraca? Ranko: Pawełek do mnie napisał na Facebooku. Wrzuciłam piosenkę bodajże “Smuteczek” na grupę Polish Ukulele. Jak moje piosenki nie miały jeszcze za dużo słuchaczy, to wrzucałam je gdzieś po różnych grupach. Wrzuciłam na Polish Ukulele i odezwał się Pawełek: “spoko spoko robisz te piosenki, jak byś była w Poznaniu, to ja tutaj będę miał studio, możesz do mnie przyjść i nagrać”. Ja powiedziałam, że spoko, a ja jestem w Kambodży, ale jak będę w Poznaniu to się odezwę. Zaczęła się pandemia, wróciłam do Polski i piszę do Pawełka: “to co z tym studiem?” A Pawełek na to: “eee, nie mam jednak studia”. Potem przyszedł na koncert, pierwszy jaki grałam, to było w czasie pandemicznym, więc był na otwartym terenie. Podszedł Pawełek i powiedział: “to ja pisałem z internetów i spoko spoko grasz, ale byłoby fajniej jakbym ja też grał”. Okazało się, że jesteśmy sąsiadami, że oboje jesteśmy z Dębca w Poznaniu, bo każdy z Dębca to przestępca (śmiech). Łatwo było tę współpracę zawiązać, bo jak coś trzeba było dogadać, to wystarczyło przejść kawałek ulicy. Potem grałam jeszcze trochę sama, ale jak już chciałam wydać tę pierwszą płytę, to trzeba było trochę bardziej profesjonalnie. Trzeba było kogoś, kto umie coś więcej niż ja – czyli nic (śmiech). Wtedy odezwałam się do Pawełka, że nawiążemy współpracę na tę płytę, że on mi ponagrywa jakieś rzeczy, żeby było ciekawsze. I tak już się przyzwyczaiłam do tego Pawełka. Nie jest problemowy, nie panoszy się (śmiech). Jak wyglądają wasze wspólne próby? Ranko: My to za bardzo prób nie robimy, gramy głównie koncerty. Ja to sobie gram te moje piosenki tak jak gram, a Pawełek po prostu się do nich dostosowuje. Ile prób zrobiliśmy razem jak gramy przez te 2 lata? Nie wiem, z 4? Jakoś za dużo nie próbujemy. Chyba, że jest jakaś nowa piosenka i Pawełek mówi, że coś gra inaczej niż na nagraniu. Wtedy jest: “chodź – przegramy, bo potem się przerazisz i uciekniesz z krzykiem” (śmiech). Więc coś tam próbujemy, ale rzadko. Paweuke: Tak, to prawda. Staram się, żeby Marta nie musiała za dużo zmieniać, a ja sobie robię wszystko w domu. Jestem nauczony takiej pracy, że jak jest nagranie, to właściwie nie trzeba robić próby. Znaczy, trzeba robić próby, ale w tym przypadku nie jest to konieczne, jeśli się nie chce nic zmieniać w nagraniu, które już jest. Jak się przygotuje dobrze w domu, to nic nie powinno się wywalić. To że nie robimy prób, to nie oznacza też, że się nie przygotowujemy. Bo ja nawet dzień przed koncertem grałem sobie przez 8 godzin różne rzeczy. To nie jest tak, idziemy na żywioł, że zobaczymy, co się wydarzy. Przygotowujemy się po prostu we własnym zakresie. Ale, swoją drogą, musimy się spotkać. Nie dlatego, że nam źle idzie, ale dlatego, że musimy parę rzeczy zmienić i będzie jeszcze piękniej. Pytanie do Ranko: W Twoich piosenkach najpierw pojawiają się teksty czy muzyka? Zazwyczaj najpierw teksty, a potem leżą przez 3 lata i nie mogę wymyślić muzyki. Chyba że akurat wymyślę melodię i muszę dopasować jeden z miliona tekstów, które napisałam, do tej melodii. Jest różnie, raz tak, raz tak. Do jakiej piosenki swojego autorstwa masz największy sentyment? Ja ich wszystkich nie lubię (śmiech). Do każdej mam w inny sposób. Nie mam jednej takiej, do której bym miała największy sentyment. Każda mi się kojarzy z czymś innym. Do Żaklin może mam, dlatego że to była pierwsza piosenka, którą zaczęłam grać publicznie. Miałam “Kluskę” już w internecie. Jeżdżę czasami na konwenty postapokaliptyczne i byłam właśnie na takim old-townie, na LARPie. Tam komuś na żarty zagrałam tę “Żaklin” i ludziom się spodobała. Potem przychodziły całe grupy ludzi i mówiły: “zagraj, zagraj tę piosenkę o alpace”. W sumie to mnie zmotywowało, by to dalej wrzucić w ten internet, by coś dalej z tym robić. I to wsparcie ludzi, że im się podobało. Pewnie nie miałabym odwagi, żeby to wrzucać i dalej to robić, gdyby nie było właśnie tego feedbacku. Oni mówili, że jest fajne i wrzuć to w internet. Cóż, jak chcecie to wrzucę (śmiech). Jak powstała “Żaklin”? Żaklin powstała tak, że siedziałam sobie z koleżanką i oglądałyśmy filmy. Zupełnie niezwiązane, bo tam nie było żadnej alpaki w tym filmie. I ona nagle mówi: “Jakbyś miała alpakę, to jakbyś ją nazwała? Bo ja swoją bym nazwała Żaklin”. Zapadła taka chwila ciszy: “zaczekaj”. Otworzyłam laptopa i zaczęłam pisać tę piosenkę. Wieczorem, jak koleżanka poszła, to piosenka już była skończona. Zagrałaś kilka koncertów z Zenkiem Kupatasą. Jak w ogóle zaczęła się wasza współpraca? Zenek napisał do mnie wiadomość na Facebooku, że on ma merchowego, na którego mówią Pulpet i że kiedyś siedzieli i wpisali w Spotify, czy jest jakaś piosenka o pulpecie. Wyskoczyła im moja piosenka o świnkach morskich: “Pulpet i gówniak”. Tak się spodobała, że Zenek przesłuchał wszystkie moje piosenki i powiedział, że będzie miał teraz trasę akustyczną i potrzebuje kogoś, kto też będzie grał akustycznie i czy ja bym z nim nie pojechała. A że znałam Zenka, bo słuchałam Kabanosa za młodu dużo, to oczywiście powiedziałam “No raczej!”. Czyli ten typ muzyki jest ci bliski? Tak, ja bardzo dużo rocka słuchałam. Muzyka Zenka i twoja różnią się brzmieniem. Z jakim odbiorem spotkała się twoja muzyka na koncertach? Ranko: Na koncertach Zenka – tak różnie. Mimo że to jest inny rodzaj muzyki, to tekstowo my jesteśmy dość podobni. To są takie nie do końca poważne, raczej śmieszne teksty, trochę “wholesome”. Zenek tak ma i ja tak mam. Różnica jest taka, że on gra jednak taką ciężką muzykę, a ja jestem babą z ukulele (śmiech). Spotykałam się z dobrym odbiorem. To jest też tak, że słuchacze Zenka wierzą w jego osąd, więc jak widzieli, że wzięli mnie, to wiedzieli, że trzeba dać mi szansę. Często przychodzili jacyś ludzie i mówili “Przyszedłem na koncert Zenka, myślę sobie: co to za dziunia z banjo, co ten Zenek sobie wymyślił? A potem posłuchałem i pomyślałem, że to całkiem fajne”. Sporo ludzi mam takich ludzi, którzy przychodzą i mówią, że pierwszy raz mnie widzieli na Zenku i tak zaczęli słuchać. Mimo że to jest inny rodzaj muzyki, to przez to, że to jest fundamentalnie o podobnych rzeczach, to czasem ludzie przechodzą z jednego fandomu do drugiego. Pawełek: Mi się wydaje, że to, co mają wspólnego to, że łamią konwencję, tylko każdy w innym miejscu. Zenek jest hardrockowo-metalowcem, więc jak przychodzi hardrockowo-metalowiec, to ci się wydaje, że “ooo teraz będzie darcie mordy o smokach i o śmierci”, a Zenek śpiewa o przytulaniu. Z kolei jak spojrzysz na Ranko, to: “o, taka dziewczyna, w sumie wygląda jak nastolatka”. To na pewno będą słodkie piosenusie i ja nie mówię, że one nie są słodkie, ale czasami są takie nie do końca słodkie. Gdzieś są przełamane taką małą goryczką. Myślę, że oni mają to wspólnego, że gdzieś łamią konwencję, ale każdy w innym miejscu. Na Twoich koncertach jest różna grupa wiekowa. Czy na samym początku miałaś określoną grupę, do której te piosenki były kierowane? Ja jestem millenialsem i myślałam, że to jest bardziej dla millenialsów. Dużo piszę o takich rzeczach: o bolących plecach, albo że kiedyś to było, a teraz to nie jest i tak dalej. Nie spodziewałam się, że będzie taki rozstrzał wiekowy. Szczerze, jak te piosenki poszły trochę viralowo na tiktoku, to przyszło bardzo dużo młodej publiki. Te piosenki nadają się do tego, bo nie ma w nich nic groźnego, ale nie spodziewałam się. To nie był zamysł, żeby one były piosenkami dla dzieci. No i nie są piosenkami dla dzieci, ale się nadają dla wszystkich, więc to jest spoko. Jak piszę piosenki, zawsze się staram, żeby były one odpowiednie do odsłuchania dla mojej mamy – to jest mój wyznacznik. I okazuje się, że jak coś jest odpowiednie dla mojej mamy, to jest też odpowiednie dla dzieci i dla wszystkich w ogóle. Czasem przychodzą też jakieś kluby seniora, więc okazuje się, że moja mama jest wyznacznikiem, że jest wszystko dla wszystkich. Coś, co mnie zaskoczyło na Twoich koncertach, to pytanie publiczności, jaką piosenkę chcą usłyszeć w danym momencie. Skąd pomysł na to, aby angażować publiczność w taki sposób? No bo oni krzyczeli, co chcą. No to jak już krzyczycie, to mi powiedzcie, co mam grać – co ja się będę wysilać z listami (śmiech). To różnie bywa, bo teraz staram się trochę z tych setlist grać. Problem jest taki, że jak daję ludziom decydować, co mam grać, to wszystkie radosne piosenki są na początku, a potem zostają same smęty. Teraz się staram, że trochę gram z listy i co parę piosenek spytam “a co teraz chcecie?” i wtedy wołają. Najgorzej jak się rozbestwią – jak ich od początku pytam, to wtedy jest “graj to” i krzyczą i krzyczą i wszystkich słyszysz równocześnie i nie wiesz, co masz grać, bo każdy chce co innego. Wtedy sobie myślę: “to był zły pomysł, już nigdy więcej was nie zapytam” (śmiech). To też zależy od publiki. Zależy jaki jest procent dzieci, bo jak są dzieci, to one chcą tylko, żeby był “Pulpet i gówniak” i “Gołębie”. I już to zagrałam, ale muszą być tylko te piosenki, co one chcą i potem ci dorośli, co są, to oni też by coś chcieli, ale głupio im przekrzykiwać te dzieci. Różnie to bywa, więc staramy się grać jednak z tej listy i czasem pytać. Tylko żeby się za bardzo nie rozbestwili (śmiech). Jaki jest twój ulubiony typ publiczności, jeśli chodzi o grupę wiekową? Najlepiej nam się grało, jak graliśmy na watrze harcerskiej. To były takie późne nastolatki i oni się najlepiej przy tym bawili. To nie są szczególnie piosenki, do których można tańczyć, a oni tańczyli do wszystkiego! Jeszcze co chwilę wymyślali jakieś układy taneczne i to była bardzo fajna publika. Nawet jak nie znali tych piosenek, to powtarzali te refreny w trakcie. Paweuke: Oni współanimowali ten koncert. Wymyślali jakieś klaskania, ja tego nie rozumiałem, ale bardzo mi się podobało. Ranko: Tyle że harcerze są do tego przyzwyczajeni. To była grupa w wieku od 16 do 24 – bardzo fajna publika. Ale to też zależy, bo raz graliśmy tylko dla dorosłych – to było na jakimś festiwalu filmowym. Tam byli sami dorośli. Koncert miał zacząć się o 23, zaczął się o północy i wtedy odkryliśmy, że granie dla dzieci, a granie dla pijanych dorosłych jest bardzo podobne. Paweuke: Tyle że dzieci się nie pytają o Kambodżę. Ranko: Tak, oni pytali mnie co chwilę o Kambodżę, bo coś tam powiedziałam o Kambodży i było: “a powiedz coś po khmersku”, “a czemu w tej Kambodży byłaś?”. Ale też było na przykład, że pan podszedł do Pawełka: “a czy ja mogę zagrać na melodyce?” Jak Pawełek powiedział, że nie może zagrać, bo on tutaj będzie do tego dmuchał i nie chciałby, żeby ktoś do tego dmuchał, to pan się obraził i poszedł. I też mu co chwilę coś krzyczeli, więc zupełnie tak samo jak z dziećmi. Fajnie było, rozbestwiali się w taki sam sposób jak się rozbestwiają dzieci. Jakie są wasze najbardziej pozytywne wspomnienia z koncertów? Ranko: Jednym z moich ulubionych momentów jest, jak podeszła pani i powiedziała, że terapeuta na depresję kazał jej słuchać moich piosenek. To jest coś, co człowiek często traci, bo ktoś napisze coś niemiłego w internecie i myślę “już nigdy nie zagram, nigdy już nie będę grała, bo po co?”. Potem ktoś coś takiego mówi albo mówi. że bardzo mu te piosenki pomogły przy jakichś trudnych momentach. Często ludzie wyznają, że przy depresji słuchają mojej muzyki i wtedy człowiek myśli “to będę dalej śpiewać – tylko dla tej pani” (śmiech). Paweuke: Moim najbardziej pozytywnym wspomnieniem jest to, jak za każdym razem zjadam mandarynki na koncercie i za każdym razem nie umieram. I to mi się bardzo podoba. Jednak to nie dzisiaj. Nie będę miał na pomniku “fajny byłeś, ale pokonała cię mandarynka” (śmiech). Ranko: Teraz są niestety niesmaczne mandarynki. Teraz nie jest sezon na mandarynki i Pawełek coraz bardziej się męczy – czekamy na święta. Jakie są wasze dalsze plany muzyczne? Ranko: Przejąć władzę nad światem i chomikami i osiedlem (śmiech). Za bardzo nie planuję, bo nic nie wychodzi z tego planowania. Gramy, sobie gramy. Dopóki ludzie chcą przychodzić, to gramy, a potem nadejdą kolejne piosenki. Niedawno wyszła druga płyta. Potem będzie EPka świąteczna, która miała być w zeszłym roku, ale nie udało się, bo miałam kaszel przez 4 miesiące. Teraz mam zamiar nie mieć kaszlu przez 4 miesiące, więc będzie EPka świąteczna, a potem będą kolejne piosenki. Utworów mam dużo, bo cały czas piszę – nie idzie mnie powstrzymać. Wrzucamy głupie filmiki w internety i zobaczymy jak się będzie kręcić (śmiech). Inne Wywiady