„Jestem jak słońce i księżyc, czarne i białe, wilk samotny i wilk stadny” – wywiad z Margo z zespołu Moyra Aleksandra Rzepa, 31 lipca, 202431 lipca, 2024 W tym miesiącu z nowym singlem powrócił zespół Moyra. W utworze usłyszeć można o wierności pomimo licznych przeszkód stojących ludziom na drodze. O motywacjach powstania singla oraz o planach na przyszłość opowiedziała Margo – wokalistka Moyry. Nadia Szopińska (skoncertowana.pl): Mam wrażenie, że nowy singiel „Will never die” jest po części trochę autobiograficzny związany z tymi Twoimi perturbacjami z zespołem. Mam rację? Oh, pierwszy raz ktoś tak psychologicznie podszedł do tematu, jeśli masz takie wrażanie to masz dobre wrażenie. Jest to moja spowiedź z ciążącej na mnie odpowiedzialności. Chciałam zespół, to mam, ale nigdy nie pomyślałabym 7 lat temu, że jest to tak ciężka praca. Praca z ludźmi jest ciężka i niełatwa, jeśli traktujesz to poważnie, a inni niekoniecznie. Ja chciałam zdobywać świat, a ktoś niekoniecznie. Takie miałam marzenia i cele i konsekwentnie realizowałam to. Ten utwór pokazuje dwa światy, zresztą specjalnie jest też podział na dwa różne stylistycznie światy zachowując wspólny mianownik. W pierwszym momencie mamy growl i gniew, wyrzucenie go z siebie a druga część to już odpuszczenie, nie oglądanie się za siebie, odbudowywanie siebie na nowo. Ja zresztą jestem taka jak ten utwór. Z jednej strony jestem spokojna i lubię swoją samotnię, mimo że lubię ludzi, lubię przebywać z ludźmi a już najbardziej z moimi przyjaciółmi. Ale też jestem, jeśli sytuacja wymaga ostrym pyskatym stworzeniem, jestem jak prawdziwa wilczyca. Potrafię sobie poradzić, jak samotny wilk ale też z drugiej strony kocham swoje stado wilczków i jestem bardzo opiekuńcza. Co zresztą nigdy nie było doceniane ale ja się nie zmienię – taka jestem. Albo ktoś to akceptuje albo nie, nikogo w swoim życiu nie trzymam na siłę. Jestem typową Wagą, jestem jak słońce i księżyc, jak czarne i białe, wilk samotny i wilk stadny. Trochę introwertyk, trochę ekstrawertyk, zresztą nie jest możliwe być totalnie jednym albo drugim w 100%. Trzymam kciuki, jest singiel, a kiedy można się spodziewać nowej płyty? Eh płyta, no cóż trzeba będzie na nią poczekać jeszcze trochę a szkoda, bo już chcielibyśmy mieć z 10 nowych utworów i dać fanom coś nowego. Niestety na to jeszcze poczekamy. Utwory tworzą się, plan na płytę byłby na 2025, ale to wszystko zależy od płodnej kreatywności gitarzysty i mojej przy wokalach. Proces twórczy nie jest prosty, jeśli już coś robić, to dobrze i tak abyśmy sami mieli ciarki na skórze od słuchania własnego kawałka. Wiesz, jest to takie trochę samouwielbienie ale tak musi być, bo ja zawsze myślę o tym, co ja bym chciała od muzyki, którą słucham i tego samego oczekuję z moimi muzykami, że ma się to nam podobać, gdyż wtedy spodoba się też innym. Tak więc póki co Moyra będzie wydawać single aż do momentu wydania LP. Co do tworzenia nowych utworów to warto powiedzieć, iż współpracuje z nami Mateusz Gajdzik, były muzyk Vane. On jest teraz takim naszym cichym współpracownikiem, współautorem, muzykiem Moyry. Nie będzie z nami grał na scenie ale będzie z nami tworzył. Znamy się kilka lat ze sceny i na tyle ile znam Gajdka to wiem, że ma dobre wyczucie stylistyczne i tego nam było trzeba – kogoś kto jest znakomitym aranżerem…i powiem tak, Will wzbudza za każdym razem ciarki na mojej skórze, choć już tyle razy do porzygu słuchałam tego kawałka hahahh. Mateusz pomagając nam zlepić te klocki w całość – co tu dużo mówić rozwalił system 😀 Super, póki co jest teaser teledysku, wygląda rewelacyjnie, opowiedz jak on powstał? Teraz to już możecie spokojnie obejrzeć cały klip na YT naszej wytwórni Dark Tunes Music Group. Tak, są tam wilki, piękne widoki, dynamika, tym razem postawiłam na totalną prostotę i emocjonalny przekaz – zamiast rozbudowanej fabuły. „Will never die” to nadzieja, że coś co się kocha nigdy nie umrze, wszechświat na to nie pozwoli. Bo karty są tak rozłożone, że sama na to nie mam widocznie wpływu. Po rozpadzie pierwszego składu, skończyłam z marzeniami….ale nie los wziął mnie we własne ręce, kopiąc w tyłek, nakrzyczał “EJ WEŹ SIĘ W GARŚĆ” i ruszaj dalej. A tak serio to moi nowi muzycy, wygrzebali mnie z tego dołka. Mam jeszcze problem z zaufaniem, obserwuję nadal ten rozwój ale mam wokół ludzi, którzy trzymają mnie za przysłowiową „mordkę” heheh . Dzięki Kris, Kordek i Szymo 😀 Czy wcześniejsze burzliwe zmiany personalne w Twoim zespole miały wpływ jakiś na to, jak postrzegasz muzykę? Miałaś taki moment, że chciałaś w ogóle rzucić całą działalność artystyczną, miałaś dosyć? Tak, jak najbardziej. Wiesz, spędziłam trochę czasu z moimi byłymi muzykami i niejako była to dla mnie już rodzina ale no cóż, moja naiwność co do takiego myślenia była złudna, jak widać. To był taki trochę szok dla mnie, kiedy okazało się, że nasze drogi rozchodzą się, jednakże to musiało nastąpić, nie było między nami chemii, nie było pasji a jednocześnie ja za bardzo chciałam przeć do przodu i takich ludzi potrzebowałam. Niestety tak się nie stało, nie chcieliśmy tego samego, więc to już od ponad pół roku nie miało sensu. Ja i tak już zakładałam wcześniej, że będę musiała rozwiązać zespół, bo nie daję rady tkwić w takiej atmosferze i już tego nie dźwigałam. Stało się inaczej, że tak powiem lustro się odwróciło i to oni odeszli. W tym momencie, ja też trochę odetchnęłam, ale z drugiej strony nie wiedziałam co się dzieje, bo to dla mnie był mega szok, no bo jak to? Chwilę temu graliśmy, a teraz już nie gramy i co teraz? Tak jak wspomniałam był to szok, ale przestałam już chcieć grać, śpiewać. „Cała praca poszła na marne, zawiodłam fanów – kończę z tym” – taka była moja myśl – „nikogo nie szukam do kapeli”. Straciłam wiarę w siebie w zespół w pracę nad tym – a przecież oddałam serce dla tego projektu. Być może zagalopowałam się i komuś kto mocno przeszkadzało, nie tworzyliśmy już teamu. Szczerze, odpuściłam totalnie.I chyba była potrzebna taka chwilowa przerwa dla mnie samej. Do tego co było już na pewno nie wrócimy. Ja nie wrócę. Mam też inne podejście już do współpracy. Bardziej rozsądne, zdystansowane. A teraz powiem Tobie, wszystko idzie pozytywnie, naprawdę nie chcę też zapeszać, ale jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiego flow jakie mam obecnie z moimi muzykami. Po prostu to jest coś takiego jakby kilka dusz połączyło się w jedno ciało i mają wspólny cel i naprawdę wszystkim cieszą się wzajemnie, na wszystko czekają z taką dozą dobrej, pozytywnej energii. I jak tego nigdy wcześniej nie miałam, tak teraz po prostu aż dziwię się, że to tak można, tak razem się cieszyć ze wszystkiego. Tak jak mówię, nie chcę zapeszać, bo jeszcze gdzieś to obserwuję. I przyzwyczajam się do tego środowiska. Zobaczymy jak będzie jak wyjdziemy na scenę. Ale na obecną chwilę, po ośmiu miesiącach, wspólnego grania prób, nauki, spotykania się ze sobą – to nabrało rumieńców. Teraz śpiewasz tylko po angielsku, ja Cię pamiętam jeszcze z Mescalero. Wtedy, o ile mnie pamięć nie myli, śpiewałaś tylko po polsku. Widzisz jakieś różnice w przekazywaniu emocji w śpiewaniu po angielsku i polsku? Lubię śpiewać po polsku ale nie mam dobrego pióra aby pisać teksty po polsku i nie popełnić grafomanii. Ja piszę poezję dla siebie po polsku. Natomiast po angielsku raz, że wolę śpiewać to druga sprawa – moim marzeniem było rozszerzyć swoją działalność na zagraniczne rynki, więc angielski jest w pierwszej kolejności J Ale niewykluczone, że uda się nam stworzyć coś po polsku. Tak śpiewałam w Mescalero ale ja tam przyszłam, gdzie od kilku lat teksty już były napisane, moim zadaniem było wprowadzić w nie tylko ducha. Zmieniając temat. Nagrywasz teraz piosenki, niedługo zagrasz koncerty. Gdzie się lepiej czujesz? Na scenie czy w studio? Na scenie oczywiście, bo jestem niecierpliwa. Jak tworzę to już bym chciała grać te utwory heheh. Chociaż z drugiej strony lubię tworzyć i siedzieć w studio 😀 Zresztą lubię wszystko co jest związane z procesem twórczym i artystycznym 😀 A wspomniałaś o koncertach, tęsknisz za koncertami? Bardzo tęsknię za koncertami. Zapomniałam prawie, jak to się robi. Ale ostatnio często bywam na festiwalach, gdzie albo jestem jako gość albo pracuję na backstage’ach z gwiazdami festiwali. Wiadomo, że oglądam niektóre koncerty i niestety ciągnie wilka do lasu. Czujesz tę moc tę energię. I patrząc na tych artystów, mam ochotę wyrwać mikrofon i śpiewać, skakać, wydzierać się w niebogłosy heheh. Z drugiej strony przyzwyczaiłam się do nowej rzeczywistości, rok już nie stałam na scenie jako MOYRA i czasem, gdy myślę o koncertach, mam lekkiego stresa hehe. Ale wrócę do żywych niebawem i będę robić wygibasy z moimi ziomeczkami z kapeli 😀 A co z tremą? Jest czy już nie? Trema, hmm, trema jest zawsze na chwilę przed wyjściem na scenę. Zawsze czuję lekki niepokój ale ten niepokój jest pomieszany z takim podnieceniem….”już już dawać, zaczynamy”. A jak już wpadnę na scenę to jestem jak torpeda, nie zatrzymasz mnie. Kocham to robić i tyle, co tu więcej dodawać hehe. Za to po koncercie, gdy wyskaczę się na scenie, jestem jak dętka heheh, ale szczęśliwa. Kiedyś było tak , że nogi mi miękły, serce prawie stawało a suchość w gardle dławiła….to wszystko już za mną, dziś mam taki poziom dopaminy we krwi przed wyjściem na scenę, że mogłabym ją roznieść w drobny mak hehe. Rock / Metal Wywiady